Tradycyjna kuchnia mazurska była niezbyt zdrowa

Tradycyjna kuchnia mazurska była niezbyt zdrowa – w święta jadło się tłusto i obficie, zaś w dzień powszedni napychano się ziemniakami. Pastor Toeppen zanotował: Pożywienie mazurskie stanowią głównie ziemniaki (…) Zimą na stole pojawia się jako ulubiona potrawa Mazurów kiszona kapusta i zakwaszone czerwone buraczki zwane przez nich botwinką lub barszczem. Na święta dożynek i zebrania lnu chętnie jadają kluski z makiem. Używają również dużo cebuli. Kto może, tuczy sobie świnię, którą zimą zabija. Cielaki, kury, gęsi hoduje się tylko na sprzedaż, tak samo jajka, masło i mleko Mazurzy noszą na targ, aby za uzyskane pieniądze kupić sól i opłacić podatki. Ludność mieszkająca nad jeziorami żywi się w większości łowionymi w nich rybami, ale przedkłada ponad nie śledzie. W XX wieku mazurski jadłospis się nieco poprawił, ale ziemniaki nadal były na topie. – Główną naszą jarzyną były ziemniaki – pisał Hans Hellmut Kirst – z których można było przyrządzić wiele smakołyków. Było więc wiele odmian klusek; najlepsze z nich były te przysmażane na patelni z drobno posiekaną wędzoną słoninką. Następnie placki z tartych kartofli – ulubione danie na każdą porę dnia, jedzone także jako „coś na ząb” przed posiłkiem, między posiłkami, nawet na deser, ale także jako danie podstawowe. Ziemniaki stanowiły również podstawę bardzo solidnego chłopskiego śniadania – podawane przeważnie w mundurkach, a do tego jajecznica z wielu jaj na śmietanie, następnie szynka i znowu wędzona słonina. Także zawiesista wonna grochówka była nie do pomyślenia bez słoniny, a dodawało się do niej jeszcze wędzonkę. No i moc majeranku. Pisarz ocenił kuchnię mazurską, jako „ciężką, zawiesistą i esencjonalną”, dodając: Aby strawić to wszystko, co przygotowywano w naszych ojczystych kuchniach, trzeba było mieć dobre zdrowie i znakomity apetyt. Albo zdrowo to wszystko popijać…